Jak do tej pory, był to w tym roku wyjazd o najwyższej frekwencji. Wzięło w nim udział ok. 30 uczestników. Może sprawiła to piękna pogoda, może chęć spotkania, czy też przeżycia przygody w grupie. Byli młodsi i starsi, były małżeństwa, grupy przyjaciół, indywidualiści i po prostu Ci, co kochają przyrodę i lubią podziwiać jej uroki. Tadeusz nazwał ten rajd atrakcyjnym a o atrakcje mieliśmy sami zadbać po drodze. Pierwszym przystankiem były tzw. "białe wrony". Niektórzy z nas nie zaglądali tam kilkanaście lat i to urocze miejsce trochę się zmieniło; wyschła woda, urosły drzewa. Następny postój był na "gęsiej plaży" w Firleju. Później Budy i domek myśliwski "Rawityn", powrót do skrzyżowania dróg i dalej kierunek Gawłówka. Przejechaliśmy już planowaną połowę trasy, teraz naszym celem było znalezienie bezpiecznego miejsca na ognisko. Nie było to łatwe, gdyż jechaliśmy lasem lub drogą asfaltową, więc trudno tam rozpalić ogień, ale w końcu udało się. Nieopodal miejsca, gdzie kończyła się asfaltówka, ale jeszcze przed lasem wypatrzyliśmy ładną polankę, gdzie przy ognisku upiekliśmy kiełbaski. Po odpoczynku ruszyliśmy piaszczystą drogą do Sobolewa Kolonii, gdzie odwiedziliśmy mogiłę powstańców styczniowych. Przejeżdżaliśmy tam obok stawu pokrytego rzęsą, przy którym rosły bardzo stare wierzby o grubych pniach. Widok był piękny a do tego słychać było kumkanie żab. Ciekawe, czy nasz klubowy kronikarz Waldek to sfilmował? Jeżeli nie, to zapewne uchwycił inne piękne, przemijające obrazy, które mile będzie kiedyś powspominać. Mnie urzekły tym razem kwitnące na skraju lasów żarnowce, kolorowe łąki, bujna zieleń, granie świerszczy w trawie. Droga powrotna wiodła dalej przez Wolę Mieczysławską do Lubartowa. Wyprawa zajęła nam kilka godzin, ale czas tak przyjemnie upływał, że wydawało się to chwilą.
Anka Z. |