XIII Rajd Rowerowy "Powitanie Wiosny" - 29.03.2008 Drukuj

 

Zima odeszła... Przynajmniej na kilka miesięcy. Nie mały w tym udział, nie chwaląc się, mieli członkowie naszego Koła. To dziś właśnie dokonaliśmy rytualnego wypędzenia zimy, spalając jej uosobienie - słomianą kukłę.
Spotkaliśmy się, jak zawsze o godz. 10.00 przed budynkiem LOK. To pierwszy rajd w tym roku - "Powitanie wiosny". Stawiliśmy się tłumnie, gdyż wyzwanie przed nami - nie byle jakie. 20 członków Koła i ona - Marzanna - uosobienie zimy i śmierci. Maszkara chyba czuje, co ją czeka, spogląda na nas z ukosa, nijak nie daje się umieścić na żadnym rowerze. Ani na kierownicy nie chce usiąść, ani na bagażniku. Bierze ją w obroty nasz kolega Janusz. Nie z takimi sobie radził. Zniewolona daje się powieść w kierunku Sernik. Kilkanaście minut jazdy, i jesteśmy nad rzeką Wieprz. Tu odbywa się sąd nad potworą. Prezio odczytuje akt oskarżenia. Prawie wszyscy krzyczą - do rzeki z nią. Odzywają się nieśmiałe głosy obrońców - W końcu nie była taka straszna i bezwzględna. No i przecież nie mało wśród nas zwolenników uciech na śniegu…W oku kukły błyska nadzieja... Może jednak ją oszczędzą? Niestety, pada koronny argument. A Święta Wielkanocne - krzyczą jej zagorzali przeciwnicy? - Zamieć i śnieżyca w Lany Poniedziałek, tu chyba "Śmiercicha" przesadziła. To argument nie do zbicia. Tłum nie pozostawia oskarżonej ni cienia nadziei. Milczą nawet Ci, którzy wcześniej byli za. Przecież na narty można pojechać w Alpy?
Pozostaje tylko dokonać egzekucji. Podpalona Marzanna zostaje wrzucona do rzeki i za chwil parę znika za zakrętem. Churrrrra... Wszyscy oddychają z ulgą. Słonko nieśmiało wygląda zza chmur, żabki kumkają radośnie. Jedną z nich pochwyciła Ula, niestety, nawet pocałunek nie zamienia jej w królewicza...
Ale my nie wracamy jeszcze do domu. Po spełnionym obowiązku, należy się chwila przyjemności. Korzystamy z gościnności brata Włodka i udajemy się na "Ranczo Arka". Niektórzy są tu po raz pierwszy. Dziwi ich obecność różnych, mniej lub bardziej egzotycznych zwierząt. Mieszkanie tu znalazły konie, krowy szkockie, różne kozy, owce, króliki, świnie wietnamskie, dziki, strusie, pawie, perliczki, kaczki i najdziwniejsze kury. Rozbiegamy się po posesji.
Rozpalamy ognisko, pieczemy kiełbaski, popijamy herbatkę, rozmawiamy... cieszymy się swoją wzajemną obecnością i pobytem w tym miłym miejscu. Potem Gospodarz oprowadza nas po swoim królestwie i opowiada same ciekawe rzeczy: a to o bocianie, który ze względu na złamane skrzydło musi zimować w Sernikach, i trzeba mu było zbudować ocieplane gniazdo, a to o krowach sprowadzonych ze Szkocji, o dzikach, swinkach... Każde zwierzę ma tu swoje imię, swoją historię, czuje się, że właściciel to pasjonat i żadnemu z nich krzywda się tu nie stanie...
Tylko jakoś trochę smutno i ponuro, bo ani trawki zielonej, ani listeczków na drzewkach. To za sprawką tej przebrzydłej zimy, która nie chciała odejść. Dobrze, żeśmy się jej pozbyli...
W poczuciu dobrze spełnionej misji zbieramy się do powrotu. W Sernikach dzielimy się na dwie grupy, jedni wracają do Lubartowa przez Chlewiska, inni drogą przez Dolną Łuckę.
I już jesteśmy w domkach.
To był bardzo udany dzień.
Do spotkania za dwa tygodnie na rajdzie do Kamienowoli. Jak zwykle zbiórka o 10 przed LOK. Zapraszamy wszystkich. Na pewno też będzie super...

 

u.j.