Spacer integracyjny - 27.02.2011 Drukuj

 

Tradycją naszego Koła jest już, iż rozpoczęcie sezonu rowerowego łączymy z rytualnym wypędzeniem zimy, w tym roku przypada to na 19 marca. Ale nie tylko "rowerem człowiek żyje", nasi członkowie są bardzo aktywni, więc przez całą zimę starają się znaleźć sobie zastępcze formy spędzania wolnego czasu. Są więc zwolennicy nart biegowych i zjazdowych, gry w siatkówkę, pływania ...i spacerów oczywiście...niezależnie od pogody.
Żeby zachęcić jak największą grupę osób do tej właśnie aktywności, spacer integracyjny został w tym roku wpisany w kalendarz naszych imprez. I nikt chyba nie spodziewał się, że zgromadzi tylu chętnych. Zbiórka przy Pałacu Sanguszków... jest ponad 20 osób. Cieszy nas, że widzimy nowe, młode osóbki. Zwolennicy nordic walking z kijami, pozostali - będą maszerować tradycyjnie. Ruszamy topolową aleją w kierunku rzeki Wieprz, następnie łąkami do starego, drewnianego mostu. Zachowując szczególną ostrożność przechodzimy na drugą stronę rzeki. Choć będąc w mieście wydawało się, że jest cieplutko i prawie wiosennie (to za sprawą słoneczka, które wyszło po południu jakby specjalnie dla nas), teraz widzimy i czujemy, że zima nie ma zamiaru tak prędko ustąpić. Wieprz płynie sobie spokojnie, miejscami przy brzegu warstewka lotu... Na łąkach biało... mocno wieje, co potęguje wrażenie zimna. Wszyscy dziarsko maszerują w kierunku Sernik. Dość szybkie tempo nie przeszkadza jednak w prowadzeniu miłych pogawędek, to z tym, to z tamtym. W najładniejszych widokowo miejscach zatrzymujemy się, by zrobić fotki. Po mniej więcej 1,5 godzinie docieramy na miejsce... Ognisko już płonie - to Władek i Adaś jak zwykle spisali się na medal. Miejsce piękne... na wysokości kościoła w Sernikach, nad stawem, ciągle jeszcze pokrytym lodem. Wypakowujemy prowianty - kiełbaski, pieczywo, ciasteczka, gorącą herbatę. Zbieramy się przy ognisku. Rozmowy, śmiechy, żarty... A to kiełbaska komuś wpadnie w ognisko, a to but się nieco przypali... Konsumujemy z apetytem... Ktoś zaintonował piosnkę jakąś, pozostali ochoczo podchwycili... Tak mija nam mniej więcej godzina. Jeszcze podziwiamy jak... "tonie słońce w horyzoncie"... i ruszamy w drogę powrotną. Po drodze zachwycamy się stadkiem łabędzi dostojnie płynących po Wieprzu... szkoda że zmrok i upamiętnić widoku się nie da.. A za chwilę ktoś wskazuje sarenki biegnące przez łąki... I jeszcze klucz ptaków tuż nad naszymi głowami... padają okrzyki, że to bociany zwiastujące wiosnę, jednak pora raczej zbyt wczesna na te ptaki...
Niezwykle miło i zdrowo spędziliśmy to niedzielne popołudnie (to opinie większości obecnych). Za jedyną stratę uznać można... obcas od buta Anieli, oraz trochę energii i parę zbędnych kilogramów (łącznie dla całej grupy)... Ale po tym pewnie nikt płakał nie będzie...

 

uj