MIEJSKIE KOŁO TURYSTYKI ROWEROWEJ "RELAKS" STOWARZYSZENIE POŻYTKU PUBLICZNEGO

Rajd Rowerowy Pojezierze Drawskie - Bornholm - 17-31.07.2010 PDF Drukuj Email

 

W drugiej połowie lipca br. zorganizowaliśmy wyprawę rowerową po Pojezierzu Drawskim, zahaczając o Bornholm. Sam pomysł zrodził się przed dwoma laty, podczas wymiany szkolnej II LO w Lubartowie i Zespołu Szkól nr 2 w Drawsku Pomorskim. Dyrektor ZS 2 zachęcał do odwiedzenia okolic jego placówki i obiecywał wiele atrakcji na miejscu, gwarantował wygodne noclegi i pomoc w przeprawie na Bornholm - wyspę rowerzystów (sic).
Uznaliśmy, że jest to interesująca propozycja. Sam pomysł poznania historii ziem Polski na pólnocny-zachód od tzw. Wału Pomorskiego był już bardzo intrygujący, a możliwość przeprawy na duńską wyspę Bornholm był dodatkową atrakcją.
Pierwszy tydzień tj. 19-25.07. przeznaczyliśmy na poznawanie Pojezierza Drawskiego, znanego z lokalizacji największego poligonu wojskowego w Europie Środkowej, oczywiście niedostępnego dla turystów. Jednakże okolice, którymi biegnie wiele ścieżek rowerowych, są nie mniej atrakcyjne; np. jedna z tras biegnie tzw. "berlinką" - dawną autostradą, którą Hitler zamierzał doprowadzić do Królewca. Wiekszość ścieżek prowadzi lasami oraz wokół niezwykle czystych i urokliwych jezior, które aż kusiły nas do zażywania częstych kąpieli. Nie brak tam również zabytkowych kościółków i okazałych rezydencji. Niezwykłoscią tych terenów jest również wiele wytyczonych tras dla spływów kajakowych. Oczywiście nie mogliśmy nie skorzystać z takiej oferty i po konsultacjach z naszym troskliwym gospodarzem - R. Kurządkowskim, wybraliśmy jedną z ofert, w jeden z najbardziej upalnych dni lipca. Przepłynęliśmy ok. 10 km najpiekniejszego, dzikiego odcinka rz. Drawy, co zajęło nam blisko 5 godzin. Pozostały nam niezapomniane wrażenia głównie w pamięci, bo tak nas ostrzegano, że tylko jeden Mietek odważył się zabrać do kajaka aparat fotograficzny.
Noclegi mieliśmy w świeżo odremontowanych pokojach internatu przy ZS 2 w Drawsku Pomorskim, pełniącym rolę schroniska młodzieżowego. Warunki były wyjątkowo dobre - nowiutkie meble w pokojach, dobrze wyposażona kuchnia, w pobliżu plac do grilla i ogniska...
Koniec tygodnia zaczął się bardzo deszczowo, co skłoniło nas do zwiedzenia kilku bunkrów poniemieckich usytuowanych na linii Wału Pomorskiego oraz odwiedzenia miasteczka Borne Sulimowo - dawnej enklawy wojsk sowieckich, z czasów minionego ustroju.
Ostatni dzień pobytu - sobota - pozbawił nas złudzeń co do ostatniej przejażdżki rowerowej. Lało jak z cebra od samego rana, a z PTSM w Kołobrzegu dowiedzieliśmy się, że z powodu sztormu Katamaran nie wypłynął w rejs na Bornholm. Pocieszyła nas tylko informacja, że bilety przebukowano na poniedziałek, czyli dzień naszej przeprawy. Żeby zabić nudę i nie patrzeć na strugi wody za oknem wpadliśmy na pomysł kulinarny: ulepimy pierogi po lubelsku - z kaszą gryczaną, twarogiem i miętą! Sklep tuż za rogiem zapewnił nam odpowiednie składniki! W kuchni od razu ożywiła się atmosfera - dużo zapału, śpiewów i śmiechu, jak za dawnych czasów w wiejskich chatach. Pierogów wystarczyło dla wszystkich łasuchów oraz dla naszego gościnnego i troskliwego gospodarza Romka K. Dzięki niemu i jego współpracownicyVioletty wyposażeni zostaliśmy w informatory o Bornholmie i bilety o bardzo zaniżonej cenie.
Fala deszczów minęła, niedziela powitała nas słońcem. Na kolejny etap wyprawy wyruszyliśmy śmiało do Kołobrzegu - jedni rowerami, inni autami. W PTSM w Kołobrzegu powitano nas równie serdecznie, ale tam warunki noclegowe skrajnie odbiegały od tych w Drawsku; na szczęście chodziło tylko o jedną noc przed poranną odprawą w porcie.
Bilety zgodnie z umową czekały na nas w kasie portowej. Odprawa przebiegła niezwykle sprawnie i wkrótce popłynęłiśmy w nieznane, na Bornholm.
Podróżowanie po wyspie okazało sie niezwykle proste - scieżki rowerowe są jesno i czytelnie oznakowane: wiadomo skąd i dokąd prowadzą oraz w jakiej odległości od celu jesteśmy. Wybraliśmy camping w środku wyspy, w Aakirkeby. Warunki były zgodne z naszymi oczekiwaniami, ceny też zgodne z internetowym wydrukiem i bardzo życzliwy, otwarty na cudzoziemców szef campingu. Okazało się, że dość często goszczą tam nasi rodacy...
Wyspa zachwyciła nas ciszą, spokojem i niezwykłą pomysłowością gospodarzy - artystów, prezentujących swoje dzieła w plenerach: na łąkach, polanach śródleśnych, przed posesjami. Małe nabrzeżne miasteczka urzekały nas niezwykłością barw maleńkich kolorowych domków z mnóstwem bibelotów w oknach pozbawionych firanek.
Uwagę naszą przyciągały śnieżnobiałe budowle gotyckich kościołów, o bardzo surowych bielonych wnętrzach i skromne cmentarze otaczające te świątynie; a równie często, jak kościoły, wyróżniały się swą okazałością wiatraki. W czasie zaplanowanych 5 dni pobytu na wyspie widzieliśmy większość nadmorskich miasteczek portowych, a na jedno przedpołudnie przeprawiliśmy się na kolejne 2 wyspy archipelagu: Frderixo i Christianso - wyspę twierdzę, teraz już tylko udostępnianą dla ruchu turystycznego.
Przejechaliśmy rowerami wiele kilometrów morskim nabrzeżem, zażywaliśmy kapieli w kryształowej wodzie bałtyckiego morza i wspinaliśmy się serpentynami na grzbiet kamieniołomu, do latarni morskiej Hammer Fyr (1872-1990). Podziwialiśmy na trasie przejazdu niezwykłe pamiątki przyrody i historii tej wyspy: duże budowle i niewielkie izby pamięci, poświęcone utrwaleniu minonych zawodów wykonywanych na wyspie. Zadziwiały nas pomysłowością małe zakłady szklarskie, w których na oczach turystów wydmuchiwano piszczelą szklane przedmioty. A tuż obok usytuowane wędzarnie przyciągały uwagę różnorodnością oferowanych dań rybnych.
Z całą pewnością nie udało nam się zobaczyć wszystkiego- nie było czasu na muzea, ale była okazja spotkać się z załogą jachtu Zawisza Czarny, który zacumował w porcie Rone.
Zdumiała nas niezwykła dostępność mapek i bezpłatnych informatorów turystycznych w kilku językach - również polskim - eksponowanych na ladach sklepów, barów, galerii i innych uczęszczanych turystycznie miejscach.
Naszego pobytu na wyspie nie zakłóciły żadne zmiany pogodowe. Dopiero w porcie tuż przed odprawą dowiedzieliśmy się, że w przeddzień katamaran z powodu sztormu musiał zawrócić ponownie do portu w Nexo. My wypłynęłiśmy o czasie i dopłynęliśmy szczęśliwie, nadzwyczaj punktualnie: w piątek, 30 lipca, godz. 22.40.
I to był już koniec wyprawy.