Są w życiu człowieka chwile, na które się czeka miesiące całe. Można czekać na milion w totka [to raczej lata całe], można czekać na list / sms-a od ukochanej / ukochanego [niepotrzebne skreslić], można też czekać latka w myśl przysłowia - czekaj tatka latka [nie mylić z Tadkiem]. Ale my, rowerzyści z krwi i ości [bo niktórzy z nas wędkują] czekamy, jak kania dżdżu - WIOSNY!!! Wątku o grzybach nie będę rozwijał, bo się nie znam, zainteresowanych proszę o kontakt z grzybiarzami, służę numerami telefonów. Dlaczego czekamy na tę porę roku? No bo można wreszcie przestać palić w piecu [nie wszyscy palą], dalej, dalej, no bo można wreszcie przestać gnieść trwałe ondulacje pod zimowymi czapkami i poczuć wiatr we włosach [nie wszyscy robią trwałą, ale to o wietrze to tak, jeśli nie we włosach, to przynajmnie tam, gdzie kiedyś były]. Powodów są tysiące, każdy może dorzucić swój [książka wpisów u prezesa], ale jest jeden, który łączy nas wszystkich - można wreszcie ruszyć w trasę na dwóch kółkach [to taki skrót myślowy określający rower] i podziwiać jak "tonie słońce w horyzoncie" :-) lub inne "piękne okoliczności", w tym przyrody. Jest dobrą tradycją w naszym Kole, że rozpoczęcie sezonu poprzedzamy topieniem marzanny. Ten wywodzący się ze starosłowiańskich obrzędów ofiarnych zwyczaj tak zakorzenił się w naszej kulturze, że nawet próby kościoła w zastąpieniu pogańskich obrzędów innymi zakończyły się niepowodzeniem. My też nie będziemy z tym walczyć. Co stanowi o narodzie? Między innymi tradycja! Niby zwykła słomiana kukła, a jednak to obraz słowiańskiej bogini symbolizującej zimę i śmierć. Bogini...coś w tym musi być, bo z iście królewską godnością od lat znosi te barbarzyńskie zabiegi na swojej osobie. Dzisiaj było nie inaczej, bez grymasu na obliczu majestatycznie odpłynęła, wcześniej podpalana i lżona. Tylko my staliśmy się bardziej eko, niż w ostatnich latach i nie wrzucamy "byle czego" do naszej pięknej rzeki Wieprz. Skończyło się tak jak zwykle i należy oczekiwać teraz rychłego nadejścia wiosny, ale trzeba przyznać, że walczyła do końca. Zsyłała na nas deszcz i śnieg, mieszała szyki, zacierała ślady, były też tajemnicze zniknięcia, głuche telefony, przesunięcia terminów, nieudane próby, chwile zwątpienia... Wywiodła naszego prezia o setki kilometrów stąd, z trzech swoich wcieleń, przygotowanych do konkursu na "najpiękniejszą marzannę", zdołała ukryć dwa. My bezradnie spoglądaliśmy po sobie, pytając czy przekładamy "sąd", ale przecież tak nie można, harmonogram nam się zawali. Zdeterminowani, dopięliśmy swego [patrz galeria zdjęć]. Walczyła do końca, naprawdę, szacunek i respekt. Do zobaczenia! bo jeździmy też na nartach i choć Adam Małysz właśnie dziś kończy karierę, to zima następna też piękne chwile przynieść może. Te ze słońcem i z horyzontem może?
faldek |